Kerar napisał:
Witam
CZĘŚĆ WPROWADZENIOWA (długa, sorry)
Muszę naświetlić całą sytuację od początku. Będzie bardzo zagmatwanie – ostrzegam. No więc od początku. Dwa lata temu w wakacje poznałem młodszą od siebie o 4 lata dziewczynę. Zaczynała dopiero studia więc wykorzystałem przewagę sytuacyjną nieco ją tym zainteresowując. Myślałem już o żonie i dzieciakach więc trzeba było poszukać materiału do wychowania. Zaczynałem czwarty rok na uczelni. Potraciłem wszystkie kontakty ze znajomymi z uwagi na to, że nasze drogi kariery rozeszły się – każdy się uczył i pracował więc nie było czasu na cokolwiek. Wolne chwile spędzałem więc z panią X i były to raczej dziwne spotkania. Dzieciaki w gimnazjum przechodzą jakieś dziwne doświadczenia, które psują im później głowę – miałem wrażenie, że dziewczyna była chyba pojebana. W każdym razie projekt wychowawczy spalił na panewce i zostałem całkiem sam z świeżymi znajomościami z akademika – nic zresztą specjalnego sie nie zapowiadało. Po czasie zrozumiałem, że trochę się zaangażowałem w tą młódkę i było mi żal, że nic nie wychodziło. Kontakt z panią X urwał się koło grudnia. Znałem już wtedy panią Y. Była moją sąsiadką. Opowiadałem jej o swoich przygodach z X i nawet nie zauważałem jej ogromnego zaangażowania. Podkochiwała się we mnie bardzo długo i w ogóle tego nie widziałem. Zrobiłem się totalnie zamknięty. Poświęciłem się uczelni i pracy. Informacje zbierała od mojego najlepszego kumpla. Raz nachlała się i całowaliśmy się, ale dałem do zrozumienia, że raczej nie chcę mieć z nią nic wspólnego, dopiero wtedy oczy mi się otworzyły na to co Y robiła dla mnie. Nastąpił okres jakiś dziwnych negocjacji. Nie czułem pociągu do niej, ale jak to się mówi – chciałbym ją mieć w rodzinie, nie będąc jej mężem – zależało mi na niej jako przyjaciółce a nie jako kobiecie. Gdy zaczęła się spotykać z innym, zaatakowałem – nie lubię jak ktoś mi podjada ze spiżarni;D Juwenalia były rozkwitem związku. Było raczej ostrożnie i od razu mówiłem, że nie chcę się za mocno angażować, ale im więcej o tym mówiłem tym częściej kończyliśmy w łóżku. Zostaliśmy oficjalnie parą, ale wciąż po kryjomu szukałem jakiejś innej dziewczyny. Nie wiązałem z tym związkiem przyszłości. Przyszły wakacje. Nowa praca, nowe mieszkanko. Rozjechaliśmy się – ona pojechała do domu, ja zostałem na miejscu, ale wciąż byliśmy razem. Powoli zacząłem się do niej przyzwyczajać. Przyjeżdżała mi czasem poprzeszkadzać – czyt. zamiast odpoczywać po pracy pociłem się w łóżku (pun intended), zamiast oszczędzać kasę wydawaliśmy ją na niezdrowe żarcie, kina, prezenty i inne duperele. Czułem, że żyję ponownie (pierwszy raz poczułem coś takiego na pierwszym roku studiów – kto był ten zrozumie, kto nie rozumie niech idzie na studia). Było parę ostrych kłótni np. przeczytała moją rozmowę na gg z byłą, w którym to dialogu padło może parę słów za wiele (odkryłem to blefując, że szpera mi po komputerze i ja to sprawdziłem :P). Osobiście do tekstów które tam padły nie nie przykładałem wielkiej roli, ale dla niej było to wręcz jak zdrada. Raz też dobierałem się, będąc ostro nachlany do jakiejś innej, a potem przez poczucie winy jakie mnie drążyło, przyznałem się – faceci, nigdy tego nie róbcie – chciałem być szczery wobec swojej dziewczyny ale to obróciło się przeciw mnie, gdyż było wypominane przez następny rok. Oprócz tego wszystko było na dobrych torach. Wyjazdy do rodzinnych domów, całkiem dobre dopasowanie, miłe i udane życie seksualne (po pijaku raz nawet wygadała się przy wszystkich moich znajomych, że jestem dobry w łóżku – zjebałem ją trochę za to, że wyciąga sprawy intymne na zewnątrz, ale miałem wrażenie, że moja męskość przyrosła parę cm więcej tego wieczoru. Były jakieś drobne przebłyski o wspólnym życiu. Nadal jednak nie byłem w 100% przekonany, że to właśnie ta, ale myśl, że ktoś tak bardzo intensywnie Cie kocha drogi czytelniku, to coś co każdy człowiek powinien przeżyć. Mieszkaliśmy w osobnych akademikach i czas leciał powoli do przodu, tak jak nasz związek – dwa kroki wprzód, jeden w tył. Uciążliwa praca zaczęła się dawać we znaki. Przestałem się interesować uczelnią, kupiłem sobie nowego kompa i w wolnym czasie jeśli nie siedziałem przy nim, to siedziałem u niej. Zapanował impas. Uczucia powoli zaczęły wygasać. Problemy zaczęły narastać. Zrywaliśmy dobre trzy razy tak na okres średnio pół tygodnia, do momentu aż któreś nie wytrzymało i poddało się. I tak w kółko – zerwanie, cisza, powrót, postanowienie poprawy, radość, impas, krzyki, zerwanie. Dodatkowo zrobiłem się nadzwyczajnie zazdrosny o Y, gdyż imprezowała w nadmiarze, czasem nawet w mojej niewiedzy, a wiecie jak to jest – im bardziej jesteś zazdrosny, tym bardziej druga osoba chce się odizolować i koło się zamyka. Straciła zainteresowanie we mnie – widziałem to i nic nie mogłem poradzić, tylko pogarszałem sytuację kłótniami i chorobliwą zazdrością. Szkoda, że nie trafiłem na tą stronę wcześniej – może coś udało by się zaradzić. Kulminacja przyszła wiosną. Ciężka praca zrobiła ze mnie cień człowieka, którym kiedyś byłem – schudłem, zbladłem, wyglądałem koszmarnie i do tego poważnie zachorowałem na 1,5 miesiąca. Moja Y dostała wtedy nieźle po kości, bo gorączkowałem przez dwa tygodnie i wyżywałem się na niej. Wciąż mieliśmy problemy. Wciąż byłem zazdrosny, ale już wiedziałem, że mam o co. Znajomi donieśli mi, że zaczyna się interesować jakimś obcym facetem i szaleje po imprezach. Dostawałem białej gorączki, ale nie mogłem w to uwierzyć. Przychodziła nadal do mnie i opiekowała się mną. W pewnym momencie mieliśmy nawet rozmowę która coś mogła nakreślić. Powiedziałem chyba coś pięknego, bo po godzinie zadzwoniła i oznajmiła, że się „przełamała”. Gdy wyzdrowiałem związek wisiał już niestety na ostatnim włosku. Jakaś drobna kłótnia i nawet nie wiem kiedy ale wracałem już ze spuszczoną głową, bo nie chciałem, żeby ktoś zauważył łzy, które wezbrały się po tym jak Y powiedziała mi, że musimy zakończyć to wszystko. Pół tygodnia zbierałem się do siebie. Po tygodniu zabrałem swojego lapa od niej i znalazłem co chciałem. Paskudne rozmowy o mnie, jakieś nieodparte przez nią podrywy innych facetów i masa informacji o panu Z. Poszliśmy pewnej niedzieli na rozmowę nad rzekę jeszcze jako „przyjaciele”. Opowiadała mi wszystko z lekkością, ale empatią. Parę razy nawet powiedziała mi, że przyjeżdża do akademika taki pan Z i cośtam cośtam. Gotowało się we mnie i wreszcie wypaliłem jej ostrą wyprawkę na dowidzenia o tym, że wiem wszystko o Z. Zmieszała się, popłakała i uciekła. Z perspektywy czasu widzę, że oboje zagraliśmy strasznie – ja zaniedbałem związek i strasznie się wyżywałem, przez co dałem się znienawidzić, ona zaś – zaczęła nieczystą grę a sama o związek dbać nie potrafi (bo to kobieta).
> Wkurw totalny przerodził się w tydzień w rozpacz. Zrozumiałem swoje błędy. Latałem za nią. Błagałem na kolanach. Jednym zdaniem – popełniałem wszystkie możliwe błędy odnośnie powrotów byłych. Wtedy dopiero zrozumiałem, jak bardzo ją kocham i, że to ta jedyna. Z czasem jednak udało mi się do niej dotrzeć i mieliśmy parę konstruktywnych rozmów. Zacząłem pisać wiersze. Ja, inżynier! WIERSZE! i jeden list, które, gdy dawałem czytać koleżankom, powodowały, że te chciały mieć ze mną dzieci 😛 Nadal się kłóciliśmy, nadal miałem żal o Z. Przyznałem się do wszystkich błędów i wybaczyłem jej mimo, że nie prosiła o wybaczenie – to był błąd, który zaowocował późniejszymi problemami. Cała rozłąka, po której mój organizm domagał się gruntownego remontu trwała dwa miesiące. Pod koniec czerwca spotykaliśmy się dość regularnie, ale często albo było strasznie płytko, albo się schlaliśmy i skończyliśmy w łóżku (i rano był problem z ucieczką), albo pogryźliśmy się jak kot z psem. Wróciła do mnie w momencie, kiedy już jej w ogóle nie chciałem i położyłem na ten związek ciężar zapomnienia. Wszystko nagle odżyło. W brzuchu motylki jakbym się spotykał z jakąś nową dziewczyną. Znów próbowaliśmy coś budować. Cienie przeszłości dogoniły nas już po miesiącu. Znów stałem się chorobliwie zazdrosny i chyba przez to, że ona nie miała poczucia winy tego co zrobiła. To mnie bardzo irytowało. Znów zachowywałem się nienaturalnie i dawałem się ponieść emocjom. Życie seksualne było bardzo płytkie. Nie mogę narzekać na jedno – czerpałem z tego masę korzyści tzn byłem zaspokojony, ale myśl, że nie potrafię zaspokoić już swojej dziewczyny nie dawała mi spokoju. Brakowało mi czegoś więcej. Czepiałem się o masę spraw, ale ona nie pozostawała mi dłużna. To ubiór, to późne powroty z pracy, to to, że nie oglądałem jeszcze tego i tego filmu, nie słuchałem takiej muzyki blablabla. Starałem się ze wszystkich sił sprawić aby było dobrze. Raz mi się udawało, raz nie. Nie wiem czy to mój system obronny stara się mnie przekonać, że zrobiłem wszystko co mogłem czy rzeczywiście tak było. Ciężko mi to przyznać, ale moja kochana Y stała się nieznośna, kapryśna i niezwykle wrażliwa na najmniejsze detale. Zacząłem tracić kontrolę, bo za bardzo się angażowałem tracąc na atrakcyjności. Wkurzało mnie bardzo gdy wychodziła sobie na imprezy gdy ja byłem w pracy (pracowałem na nocki). Kiedy przy jakiejś zwykłej rozmowie wspomniałem akcję z podrywaniem laski sprzed 1,5 roku (to ten błąd o którym wspominałem wyżej) zamilkła i nie wiedziałem co było grane. Zaczęła mnie nagle opierdzielać, drugi raz za to samo. Odwróciłem się na pięcie i pobiegłem przed siebie. Zostawiła mi na poczcie głosowej taki wierszyk, że dziwiłem się, że kobieta potrafi coś takiego powiedzieć. Chciałem z nią zerwać, ale następnego dnia pojechała do domu, a ja nie z tych co zrywają przez sms. Spotkaliśmy się i wyjaśniliśmy sobie sytuacje. W celu ratowania związku wybaczyłem jej mówiąc, żeby uważnie się przyjrzała co potrafi zdziałać miłość. Straciłem do niej jednak cały szacunek i zaufanie a bez tego ani rusz. Tydzień później na losowej imprezie, zaczęła mi mówić jak bardzo mnie kocha, ale nie potrafiłem w to uwierzyć. Z tych samych ust tak niedawno padły przecież takie ostre słowa. O mały włos nie parsknąłem jej w twarz śmiechem. Powstrzymałem się jednak od emocji. Nad ranem miała mi pomóc w przeprowadzce i irytował mnie fakt, że mówiłem, żeby uważała z alkoholem bo bardzo potrzebuje jej pomocy rano, a była na fazie i była niezwykle wkurwiająca. W pewnym momencie pokłóciliśmy się i zauważyłem, że ona może zawsze na mnie liczyć (bo tak było niejednokrotnie), a ja na nią nie. Położyła się i powiedziała, że nie będzie już mi pomagać ani mnie słuchać. Szewska pasja! Wyszedłem zajarać (oficjalnie nie palę, ale musiałem). Próbowałem z nią jeszcze pogadać – ściana była bardziej rozmowna. Kazałem jej spakować rzeczy i powiedziałem, że od dziś chcę być sam, bo nie mam siły żyć z rozpieszczoną 24 latką, która nie wie czego chce. Odegrałem się. Nie widziałem jej szybciej pakującej się kiedykolwiek. Byłem zadowolony z siebie, bo przy tym pierwszym powrocie praktycznie dałem jej swoje jaja na srebrnej tacy, a teraz potrafiłem się postawić i wywalić ją za drzwi. Amok dał mi siłę na przeprowadzkę i chyba tylko dzięki temu poradziłem sobie. Przypomnę – pracowałem na nockę, poszedłem na imprezę, rzuciłem dziewczynę i potem jeszcze miałem się przeprowadzać. Gdy już odzyskałem przytomność, zrozumiałem jak straszliwie ją potraktowałem. Zadzwoniłem, ale gdy usłyszałem skruszony głos, wiedziałem, że jednak nie powinienem tak łatwo się dać zgiąć. Rozmawialiśmy długo o naszych błędach. Powiedziałem wszystko to co mi przeszkadzało ostatnimi czasy. Ona także i otworzyła mi oczy na tą chorobliwą zazdrość, którą ona widziała, a ja nie. Nie zmiękłem jednak wtedy. Dalsza część rozmowy przybrała bardziej dramatyczny obrót. Płacze, żale i życzenia szerokiej drogi. Powiedziałem, że spotkamy się na dniach aby to wszystko zakończyć, ale odparła, że jeszcze nie chce. Przystałem na to, bo gdy wylała się ze mnie ta gorycz poczułem jak bardzo jestem z nią zżyty mimo tych wszystkich zjebanych spraw. Zakończyłem rozmowę. Następnego dnia (sobota, 3 tygodnie temu) zadzwoniła do mnie z zapytaniem jak się czuję. Szok. Niestety nie mogłem rozmawiać i w sumie nie chciało mi się. Nazajutrz (niedziela) zadzwoniła ponownie z ogromną skruchą. Przyznała, że traktowała mnie strasznie i nie wie dlaczego tak było. Byłem zaskoczony. Poradziłem jej więc, że niech ten czas będzie okresem w którym znajdzie przyczynę tego traktowania i w przyjazny sposób pożegnaliśmy się. Od tamtego momentu nie rozumiem co się dzieje w głowie mojej samiczki. Dzwoniła jeszcze kilka razy bo potrzebowała porady naukowej, pomogłem jej z lekkim chłodem. Spotkaliśmy się raz, bo potrzebowała jakiś swoich notatek które były w gratach z przeprowadzki. Rozmowa była raczej sucha i nic nie wniosła. Nie pokazywałem uczuć. Nie dzwoniłem. Byłem szczęśliwym człowiekiem i korzystałem z uroków bycia singlem, ale bez przesady w postaci ostrego podrywu. Miałem na to wszystko kompletnie wyjebane. Czasem gdy wracałem nocą z pracy zajechałem pod jej mieszkanie i raz prawie zadzwoniłem w porę się hamując. Postępowałem więc tak jak kazał regulamin każdego przyzwoitego faceta. Mieliśmy jednak parę spraw które nie cierpiały zwłoki. Musiałem więc zadzwonić i umówić się na uregulowanie długów (ona była winna mi) no i chciałem odebrać swojego lapa(po raz drugi w naszej karierze, ale tym razem był dokładnie oczyszczony z danych użytkowania). Nie spodziewałem się, że ostentacyjnie odda mi wszystkie moje wartościowe rzeczy, ale przyjąłem to na klatę. Była też zabawna akcja – wychodzę od niej z bloku, spoglądam w gore i widzę, że odprowadza mnie wzrokiem po czym chowa się. Spostrzegłem się wtedy, że nie oddała mi myszki do lapa. Jadę więc powrotem. Pukam. Nic. Pukam. Znów nic. Dzwonie, pukam, dzwonie na tel – pogłośniła muzykę. Poczekałem 10 minut pod drzwiami aż wreszcie otworzyła. Z miejsca mówi mi, że nie może teraz rozmawiać. Zgasiłem ją tym, że chcę tylko myszkę. Aż sama się zaśmiała. Zjebałem tym, że zaproponowałem spotkanie celem wyjaśnienia sytuacji. Momentalnie poczuła, że mi zależy i zrobiła się mocna. Opryskliwym tonem powiedziała, że może w przyszłym tygodniu. Dnia którego byliśmy umówieni dzwoniła i mówiła, że może za parę dni i tak dwa jeszcze razy, aż pewnego dnia wkurzyłem się i powiedziałem, że do cholery przecież chcę się spotkać dla niej bo to ona chciała czasu odpoczynku przed podjęciem decyzji. Efektem tego było powiedzenie mi, że do końca jestem niemiły i usłyszałem miły klik słuchawki (btw w swoim związku z nią słyszałem to już chyba setkę razy ;D). Spakowałem jej resztę gratów, które zalegały u mnie i zawiozłem na jej mieszkanie. Była tylko jej współlokatorka, z którą trochę pogadałem. Później tego samego dnia dzwoni telefon. Odbieram i słyszę teksty, że nie powinniśmy sobie robić coś takiego, że to podłe i niemiłe. Gdy już skończyła zapytałem czy to już koniec jebania mnie. Odpowiedzią był naturalnie klik słuchawki. Nie zadzwoniłem. Przedwczoraj ponownie popełniłem błąd. Poczułem jednak jakiś zajebisty optymizm i radość w serduchu, w związku z przemyśleniem historii naszego związku. Wcześniej myślałem, że jest totalnie do dupy, ale gdy popatrzyć z dystansu którego nabrałem nie jest tak źle. Zadzwoniłem i zaproponowałem spotkanie celem podzielenia się ciekawym przemyśleniem. Zgodziła się, ale za chwile przysłała sms z treścią, że nie chce jednak się spotykać i mam to uszanować. Zjebałem znowu – zadzwoniłem i próbowałem jej to wszystko powiedzieć przez telefon. Wkurzyła się mowiac, że musimy sie pogodzić z faktem, że zjebaliśmy po raz kolejny (ten związek – przyp.) i że teraz weźmie sobie tyle czasu ile chce i nie zmuszę jej tak jak ostatnim razem po czym odłożyła słuchawkę. Zjebałem znowu – zacząłem jej zostawiać długie wiadomości na poczcie głosowej, na szczęście pozbawione emocji. Zjebałem po raz kolejny – pojechałem do niej. Napisałem, że czekam pod blokiem. Odpisała, że nie zejdzie, że mam jechać do domu. Stałem i uparcie odpisywałem, że będę stał póki nie zejdzie i nie wytłumaczy mi swojej agresji, która wzięła się chyba znikąd (wtedy jeszcze nie rozumiałem ocb). W pewnym momencie napisałem, że jeśli chce to jest jedno zdanie (nie kocham), które bardzo szybko spowoduje, że odejdę. Czekałem długo. Zeszła razem z koleżankami, była wyraźnie wkurwiona. Okazało się że wychodzi na imprezę i w chwili gdy ja to wszystko do niej pisałem ona była po prostu zajęta. Zapytała tylko czy będę tu czekał, na co jej odparłem, że nie wiem – sorry spodziewałem się czegoś innego (w.w. nie kocham) więc nie miałem nic w arsenale w pogotowiu. Poszliśmy w różne strony. Następnego dnia (wczoraj) puściłem jej wiadomość głosową, w której bez zbędnych emocji, mówię, że zachowałem się wczoraj beznadziejnie i więcej już do czegoś takiego nie dopuszczę. Przeprosiłem i powiedziałem, że rzeczywiście najlepiej będzie jeśli w ogóle nie będziemy się kontaktować. Wieczorem napisała tylko, że się nie gniewa. Odpowiedziałem prosto, że jest mi lżej i na tym zakończyła się rozmowa.
CZĘŚĆ ZASADNICZA ZAPYTANIA:
Wpadłem niedługo później na tą stronę i artykuły podniosły mnie na duchu. Owszem był czas kiedy z sercem na talerzu leciałem do niej i to jeszcze całkiem niedawno, ale mimo niektórych potyczek postępuję tu tak jak opisane. Jest mi wchuj lżej po napisaniu tego wszystkiego powyżej i widzę pewne dobre strony tych złych wydarzeń.
>
> Jest jednak problem który mnie trapi. Kiedy byłem z nią straciłem kontakt praktycznie z każdą koleżanką jaką znałem (oprócz przydatnych na uczelni smoczków :)) a mieliśmy zaproszenie na wesele mojego najlepszego kumpla. Nie wiem co teraz robić, bo prawdopodobnie nie znajdę sobie w 3 tygodnie żadnej godnej partnerki, a z drugiej strony bardzo chciałbym iść z Y. Planowaliśmy to bardzo długo. Co zrobić aby wrócić do niej lub ewentualnie – co zrobić, żeby chociaż zgodziła się na pójście na wesele? Koniec końców z perspektywy czasu uważam, że to ja popełniałem błąd w postaci oddawania sterów pani Y, która związkiem pilotować niestety nie umie, ale jej dobre cechy sprawiają, że mógłbym tak rozstawać się z nią i wracać w nieskończoność, bo jednak mimo wszelkich przeciwności serce trzyma się tak samo, tylko rozum płata figle. Tak, koniec końców kocham ją i uważam za najważniejszą kobietę swojego życia – abstrakcyjne prawda?
Pozdrawiam i czekam z na Twoje zdanie
ODPOWIEDŹ
W problemie, ktory opisales bardzo dobrze widać jak zmienia się zachowanie kobiety gdy nieświadomie facet stosuje się do rad z tej strony, a jak gdy się nie stosuje.
Na przyszłość napewno będzie to dla Ciebie solidna lekcja.
Jednak jeden błąd robisz dalej……bierzesz całą odpowiedzialność za wasz nieudany związek na siebie. dalej ja idealizujesz. Nie potrafie zrozumieć takich facetów jak TY, którzy na chama trzymaja się jednej kobiety. Nie wierzysz w siebie? Nie czujesz sie wartościowym facetem, że chcesz całe życie wracać do niej i się rozstawać?
Ile razy już myślaleś, że bedzie dobrze, że już gorzej być nie może , że już wszystko za wami i nadal nie jesteście razem? Jak długo masz zamiar walczyć z samym sobą?
Zastanów się dobrze. Życie nie jest od tego żeby cierpieć tylko żeby być szczęsliwym. Wykorzystaj więdzę z tej strony do nowego życia, a nie do naprawy starego.
Co do wesela.
3 tygodnie to sporo czasu.
Jeżeli masz dostęp do NK możesz zawsze odświeżyć znajomości. Napewno znajdzie się jakaś koleżanka, która z Tobą pójdzie.
Możesz także zrobić rozeznanie u przyjaciela kto będzie obecny na weselu. On napewno wie kogo zaprasza i czy jego koleżanki są same lub czy wybierają się z kimś.
Zawsze wcześniej można się poznać przed spotkaniem na weselu.
Napewno masz kolegów, którzy mają koleżanki. zawsze można zorganizować jakiś wspólny wypad i juz jedna lub dwie znajome więcej.
Ostatnia opcja jaka mi przychodzi do głowy to skorzystać z wiedzy zawartej na tej stronie i poderwać nową kobietę.
Jeżeli chcesz iść z Y to porozmawiaj z nia o tym. Nie musicie iść jako „para”. Poprostu skoro dawno temu to zaplanowaliście to warto by było iść razem.
To tyle ode mnie. Zrobisz jak uważasz. To Twoje życie.
Pozdrawiam
Przeczytanie rad na Twojej stronie dodało mi na prawdę wiele siły – zauważyłem, że często postępowałem według Twoich wskazówek zupełnie nieświadomie. Odejście dziewczyny sprawiło, że długi czas nie czułem się jak facet i to właśnie wtedy złożyłem swoje jaja w ofierze. Owszem dałem się długo frajerować, ale jak to mówią, z tymi sprawami jest jak z jazdą na rowerze – musisz się parę razy wywrócić, aby się później nauczyć na całe życie. Odrzuciłem obecnie na bok jakieś niepotrzebne trwogi, że się z kimś puści czy zrobi coś równie głupiego – za przeproszeniem to nie moja dupa będzie rżnięta, zaś gdy się tego dopuści to będę wiedział, co tak na prawdę w niej siedzi. Nie jesteśmy już razem więc możemy robić co chcemy prawda? Czas zacząć korzystać z tego przywileju.
Czy biorę całą odpowiedzialność. No między nami facetami mogę tak powiedzieć – dałem ciała bo rozleniwiłem się i dałem się wciągnąć w gierki. Myślałem, że to dziewczyna jedyna w swoim rodzaju, że nie wykorzysta moich słabości a tu popatrz – celowanie z największą precyzją. Przebiegłe te nasze piękności. Na pewno nie dam jej do zrozumienia, że to moja wina z tym wszystkim. To muszę zachować dla siebie. Trzeba znać swoją wartość
Z weselem problem jest takowej natury, że to jakaś niezwykle dostojna impreza, a nie klasyczne weselicho na wiosce. Przydałoby się znać tę osobę z którą się idzie. Spróbuje zagadać gdy się odezwie – mamy jeszcze troche wspólnych spraw do załatwienia. Z tym, że z drugiej strony wesele liczy się z wyjazdem na drugi koniec Polski i noclegiem w hotelu (zabawa, alkohol, spólne miejsca spania – wiadomo co z tego wynika). Pewnie się przestraszy. Mniejsza o to – gadałem już z kuzynkami – na nie zawsze można liczyć.
Jak zrobię? Jeszcze do końca nie wiem. Uważam ją na prawdę za zajebistą dziewczynę. Po prostu nie nadajemy na tych samych falach. Zobaczymy jak wyjdzie – będę w kontakcie.
BTW Wprowadzenie można wrzucić do działu Historie.
no tak, ale jak się dowiesz, że na przykład kręci z jakimś gościem i mimo to pojedzie z tobą na wesele to gwarantuję, że dobrej zabawy mieć nie będziesz. Wydaje mi się, że swoje trzeba odczekać, to trochę za swieża sprawa. Jak na mój gust.