Witam!
Jestem na etapie przełamywania nieśmiałości i zbierania doświadczenia, czasami uderzam do HB6 czy HB7 i bywa różnie. Dlatego to wydarzenie mnie powaliło na kolana!
Był paskudny dzień, odwilż, roztopy, cały syf przykryty dotąd śniegiem był już widoczny. Jak z jakiegoś fallouta normalnie.
Na dodatek dzień wcześniej zaliczyłem dobrą imprezę, byłem zmęczony i skacowany.
Na 15 mięliśmy zarezerwowany kort do squasha, nie chciało mi się grać, ale nie mogłem wystawiać kumpla.
Do klubu przyjechaliśmy gdzieś na 14:30. Ot, pogadać z obsługą, przebrać się, rozgrzewka, rozciągnięcie i jazda.
Na korcie nie szło mi najlepiej, zamiast się odstresować to się zestresowałem. Wyszedłem i zauważyłem jakąś pannę pod drugim kortem.
Zgrabna blondynka, tyle mogłem powiedzieć. Klatka była wolna, a ona siedziała i ściskała rakietę.
Pomimo, że byłem ubrany dość elegancko (jak na uprawianie sportu) to nie czułem się najlepiej – byłem mokry jak nurek, ledwo łapałem oddech.
„Emenems, dajesz! Nie bądź pizduś!” 1, 2, 3 i jazda!
Podszedłem ją od lewej flanki, spojrzałem na nią i „o ku*wa, dziesiona!”. Była prześliczna! Piękne, duże niebieskie oczy, idealna, ładnie opalona cera, wyraźne rysy twarzy, blond włosy spięte gumką. HB12!
„Za wysokie progi…” I już myślałem, żeby się ewakuować, ale gdy spojrzała na mnie zobaczyłem w niej… nieśmiałość! W tym momencie wszystko ze mnie uciekło i… popłynąłem.
Spojrzałem na nią, na kort, jeszcze raz na nią (tak aby to widziała) i
Ja: Nie wiem czy wiesz, ale siedzenie przed kortem jest tylko trochę zdrowsze od siedzenia przed TV, zabawa porównywalna, koszty już nie.(uśmiech)
Ona: Hehehe(przepiękny uśmiech)
Ja: Często Ci się to zdarza?
Ona: Niee, czekam na kogoś.(zmartwienie)
Ja: Aha, koleżanka się spóźnia, co? (zgadywałem, że czeka na kumpele i bingo! )
Ona: Utknęła w korku, nie wiem czy zdąży, a samej…. (przerwałem)
Ja: Samej nie, ojj nie, odpada. To chodź, zagramy, jak koleżanka przyjedzie to będziesz rozgrzana (uśmiech)
Ona: Ale ja nie umiem… (przerwałem)
Ja: To jest nas dwoje, może się nie pozabijamy (uśmiech)
Ona: Dobrze, (nieśmiały uśmiech) ale musisz mi dać fory, nie potrafię tak jak Ty (Hello! Podglądała? Jest OK! )
Ja: Nie ma mowy (szyderczy uśmiech), nom, chodź chodź chodź.
Chwyciłem ją za rękę(!), żeby pomóc wstać, otworzyłem drzwi i puściłem przodem.
Weszliśmy na kort, poodbijali trochę, powygłupiali się i przeszliśmy do gry właściwej.
Ja: Trenujesz boks?
Ona: Nie, dlaczego? (zdziwienie i ten uśmiech)
Ja: Poruszasz się z gracją boksera wagi ciężkiej, hah! (śmiech)
I tutaj jakbyście widzieli jej twarz, jakby ktoś kopnął ją w brzuch
Ona: ejjj! (foch!)
Ja: Spokojnie, uwielbiam boks i silne kobiety, hah! (śmiech, odpowiedziała tym samym)
Później dostała opr za trzymanie rakiety jak szpadla i machanie nią jak cepem
Generalnie dużo rozmawialiśmy, pytała mnie czy często tu gram, skąd jestem, czym się zajmuję.
Odpowiedzi były raczej niejasne, wymijające, żartobliwe, ale nie chamskie.
I stało się! Dostałem miękką piłkę… dosłownie, prosto w plecy, bolało jak cholera :/ Taka drobna istotka, cały czas uderzała tak delikatnie, dopiero teraz „przyłożyła”…
Ale nie ma tego złego… Włączyła się jej nadopiekuńczość, znowu kontakt fizyczny, zaczęła sprawdzać czy jestem cały.
Też miałem ochotę sprawdzić co z nią, ale się opanowałem
Nie wiedziałem jak się zachować – zapodać nega, udawać ciężko rannego czy niezniszczalnego (superman bólu nie czuje!)
Powiedziałem: Już wiem czemu Twoja koleżanka się spóźnia…
Poodbijaliśmy jeszcze trochę, już niemal 30min, więc uznałem, że czas na ewakuację (to się chyba nazywa zegarynka)
Ja: O kurcze! Wybacz, ale jestem umówiony z koleżanką, nie mogę się spóźnić. (nie byłem…)
Ona: Rozumiem (była chyba zmieszana)
Ja: Dzisiaj Ci się poszczęściło, ale liczę na rewanż.(uśmiech)
Ona: W każdej chwili! (zajebisty zadziorny uśmiech!)
Wiadomo, „dzięki za grę”, „przepraszam za to” (piłka), „miło było Cię poznać”
I uwaga! Number closed!
HB10! Mam jej numer! Ja! Masakra! Poszło tak łatwo jak zakupy w Żabce!
A teraz to co najciekawsze, czułem się z nią tak zajebiście jak z dobrą kumpelą, pełna swoboda, totalny luz, komfort.
Wszystko robiłem jakoś tak odruchowo, po swojemu, nie zastanawiałem się nad tym „Co tam Marso doradzał? Co teraz?” tylko działałem!
i jest malina ziom ;}