Wpis użytkownika tumimozesz:
ZACZĘŁO SIĘ TAK:
Podobała mi się od dawna, małolata z iskierkami w oczach i uśmiechem, który rozmiękczał mnie jak plastelinę. No i w końcu prawie 4 lata temu, któregoś letniego wieczora wziąłem ją na spacer, zaczęliśmy się całować. No i ja – 24-letni (wtedy) stary koń po uszy zadurzyłem się w 17-tce. Zwyczajnie, następnego dnia czekałem na jej ochy i achy w smsach i przygotowywałem się na to, jak łagodnie schłodzić sytuację i ukrócić ewentualne nadzieje z jej strony. Nic takiego się nie stało, za to ja się poskładałem w harmonijkę. 2 tygodnie walczyłem z tym uczuciem, bo było dla mnie czymś niepojętym, żebym miał wzdychać do małolaty z całkiem innego świata (rodzice z całkiem innych części Polski, inna kultura, inne priorytety itd.), ale w przypływie zakochaniowej głupoty napisałem jej co jest u mnie grane. Dla niej to było powodem do radochy. Generalnie, w ogóle mi nie uwierzyła. Po kilku tygodniach istnego horroru w mojej głowie, całymi siłami zdobyłem się na to, żeby przestać cokolwiek pisać, żeby unikać, nie myśleć. Od tego pierwszego pocałunku minął może ponad miesiąc i byłem na dobrej drodze do wyleczenia, ale kiedyś napisała coś z głupia frant, a pewna zaufana osoba poradziła mi, żebym nie strugał już bohatera, tylko zwyczajnie odpisał. Tak zrobiłem. I potoczyło się… Od smsa do smsa, później gg, aż w końcu się i ona zakochała. I tak z początkiem października byliśmy już parą. Wstydziłem się wtedy przyznawać przed kolegami i w domu. Drażniła mnie świadomość jej młodego wieku. Ale było mi dobrze. Ona rozkochała się na całego, czułem się akceptowany, podziwiany, chciany. Wspólnych pasji nie mieliśmy, ale nie przeszkadzało to wtedy w niczym (a powinno było). Jej obecność i bliskość stanowiła dla mnie ukojenie i odskocznię od problemów na studiach. Mimo cech, które były w niej dziecinne, w tych najważniejszych sprawach wydawała mi się bardzo dojrzała. Gdy już byliśmy razem, to nie pałałem do niej uczuciem adekwatnym do tego, co czułem kiedy mnie olewała, ale szanowałem ją i zależało mi na niej. Jednak po roku coś zaczęło się dziać.
JAK SIĘ SKOŃCZYŁO:
Jeszcze daleko było do tragedii, ale pierwsze symptomy były widoczne. Ona imprezowa, ja domownik. Ona żądna wrażeń, mi wystarczyła sama bliskość. Te różnice z początku były „nieintensywne”. Umiała się wtedy jeszcze cieszyć drobnymi sprawami. Jeszcze ją satysfakcjonowała przejażdżka na rowerach, spacer… Później wychodziły pretensje, że ona chce na dyskoteki. Chodziła na te dyskoteki, tyle że beze mnie. Pretensje były o to, że ja nie chodzę. Później pretensje dotyczyły już wielu spraw: że nie tak długo byliśmy nad wodą jak chciała, że spóźniłem się na półmetek, że Sylwester był na domówce zamiast gdzieś na balu… i różne takie. Ostatniego lata foch szedł już o wszystko. Już nawet nie trzeba było powodu. Włączyła jej się misja „dominacja” i koniec. Powód zawsze można było wymyślić. Wiele akcji brało się z tego, że np. jeśli zawaliłem rzeczywiście ja, to tylko dlatego, że nie chciała mi wyjaśnić czego ode mnie oczekuje, tylko unosiła się gniewem. A ze mną naprawdę da się dogadać! Zaczęła mnie besztać o pierdoły. A ja nie jestem człowiekiem, który odnajduje się pod czyimkolwiek butem, przy całej mojej elastyczności. Nie chcę się tu rozpisywać nad konkretnymi przypadkami jazd, które mi fundowała, ale możecie uwierzyć że stosunek wagi ich powodów do wyrażanych pretensji był absurdalny. Z końcem października 2010 za obopólną zgodą rozeszliśmy się. W środku nosiłem w sobie przekonanie, że dziewczyna spęka i wróci – w końcu wcześniej zapewniała mnie o autentyczności i dojrzałości uczucia, którym mnie darzyła. Ona – wiejska dziewczyna z technikum, mówiąca przeważnie gwarą i ja – studencik dwóch kierunków, miły całkiem do rzeczy wyglądający, uczciwy, uczynny, z zasadami… Owszem dosyć leniwy, czasem nieco dziecinny i nie przykładający zbytniej wagi do porządku wokół siebie. Ale dla kogoś normalnego to nie wady, które stanowiłyby przyczynę do chęci zerwania. Myślałem, że prędzej czy później to zrozumie i wróci, będąc już na wyższym poziomie szacunku do tego co ma. Cóż, stało się inaczej. Z biegiem czasu ona zaczęła wbijać, a ja zacząłem panikować. I tak miesiąc po zerwaniu okazało się, że z kimś tam bajeruje. Dała sobie nawet zdjęcie z nim na nk. No i wtedy poległem. Nie czytałem wtedy żadnego mądrego „forum o poskramianiu złośnic”, ale instynktownie czułem, że trzeba lekko przyłożyć na temat i wróci jak ta lala. I tutaj ważna rzecz – mój kardynalny błąd: BRAK CIERPLIWOŚCI!!! Myślałem, że skoro ta taktyka nie zadziałała przez miesiąc, to znaczy, że w stosunku do niej nie zadziała w ogóle. BŁĄD, BŁĄD, BŁĄD!!! Z każdą dziewczyną jest inaczej. Wystarczy przeczytać trochę historii na forum i widać, że jedna zmięknie po tygodniu, a inna po ładnych paru miesiącach.
Ale wracamy do sytuacji… Serducho stanęło mi w krtani i oblał mnie zimny pot, kiedy poczułem jak lekceważąco gadała ze mną na gg o jakichś tam bieżących sprawach. Na następny dzień dzwoniłem już do niej i jak ostatni frajerzyna prosiłem o możliwość powrotu + obietnice diametralnej zmiany na tak, jak ona sobie życzy. Niestety, blaszka. Powtórka z rozrywki – rozłożyło mnie na cacy nawet gorzej niż wtedy, zanim zaczęliśmy. Wierzcie mi, z całych sił chciałem przyjąć to na klatę, ale nie wyszło. Stąd darzę zrozumieniem każdego, kto się stara, a frajerstwo i tak rozumowi bluźni. Nie od razu Rzym… Tak jak każda baba potrzebuje innego czasu, by zmiękła, tak każdy facet potrzebuje innej ilości rzutów o glebę by zmądrzał. Zacząłem sprzątać cały dom na błysk żeby spełniać jej kaprysy sprzed zerwania. W końcu po niedługim czasie, w styczniu wyżebrałem od niej deklarację, że „może jednak” i „zobaczymy”. To dało mi ogromnego kopa. Wcześniej nie bywałem specjalnie chamski. Owszem, mam niepokorną i niecierpliwą naturę, ale z zasady jestem dobrodusznym facetem. Natomiast wtedy zacząłem się jej strasznie podlizywać. Robiłem jej prezentacje do szkoły, robiłem super ekstra tosty, zabierałem do kina, kupowałem ciuchy, woziłem do centrów handlowych, fundowałem pizze McD’sa, wysprzątałem jej pokój na błysk, czuwałem przy niej w chorobie, instalowałem jej gierki żeby jej nie było nudno, wyprowadzałem jej psa, zorganizowałem miłe Walentynki (którym to świętem
Było mi strasznie ciężko. Tak bardzo, że aż teraz sam nie umiem się wspiąć na takie wyżyny wyobraźni, żeby przywołać w pamięci choć część tego bólu. A próbowałem tak czasem robić, żeby impregnować się przed szatańskimi myślami, typu: „nie była w końcu taka zła…”. Doskonale rozumiałem jak bardzo do siebie nie pasujemy, ale mimo wszystko oddałbym wtedy jeszcze wiele, żeby znów sikała za mną po gaciach.
REKONWALESCENCJA I PIĘKNY FINISZ (z widokami na kolejne zwycięskie dogrywki):
Po prostu, było już tego wszystkiego za grubo. Nie mam innego wytłumaczenia skąd nagle nabrałem tyle siły. Ta chora miłość, to uzależnienie, jakkolwiek mistrzowskie w oszukiwaniu zdrowego rozsądku, to w końcu jednak też zaczęło tracić argumenty. Wszystko już było. Postanowiłem przetrwać armagedon i tyle. Długo nie czekałem. Przyszła w końcu mokra noc. Mokra od potu i łez. Wyro przyjęło chyba litry tych szlachetnych wydzielin. Przypominało mi to pierwszy detoks z „My dzieci z dworca Zoo”, albo próbę przebicia się przez rafę w „Castaway”. Rano znów był dzień, a ja żyłem. Nie napisałem żadnego głupiego smsa, nie wykonałem idiotycznego telefonu, nie wklepałem nic kompromitującego w gg. Później przychodziły następne fale, z czasem coraz słabsze i rzadsze. W wakacje wyjechała pracować. Odetchnąłem, po raz pierwszy na dłużej. Zerwanie kontaktu dawało wymierne korzyści. Spotkaliśmy się raz, kiedy przyjechała na kilka dni, żeby coś załatwić. Zaczęły się gierki, zaczęło się dawanie mi prezencików, które już wcześniej dla mnie miała, ale nie było okazji itd. Już wtedy byłem mocno zaznajomiony z treścią zacnych stron internetowych, ale sił jeszcze brakowało by rozwijać pełen front. Dobrze, że szybko wyjechała z powrotem, bo zacząłem pękać. Zarzucała „kochamciowymi” statusikami na gg, o których wiedziałem, że są skierowane pode mnie itd. Jeszcze stamtąd wysłała jednego smsa, ale trafiła na dzień, w którym dobrze się bawiłem, więc poszedł kulturalny oschły i lakoniczny sms zwrotny.
Kiedy wróciła z tej pracy, była już z innym, poznanym tam gościem. Kiedy powęszyłem i upewniłem się, że tak właśnie było, to zgadnijcie co się stało! Nie poległem, nie rozpłakałem się i nie rozlałem jak kisiel. Wstałem i podziękowałem Bogu, że mnie to specjalnie nie rusza. Jasne, zostały jeszcze sentymenty, wstrząsy i wstrząsiki wtórne, jakieś echa tych wielkich fal, ale ja już byłem za twardy na takie sprawy. Był jeszcze sporadyczny kontakt smsowy i komunikatorowy, jednak już na moich warunkach, bez spiny. To była jesień. Zimą w jej urodziny wysłałem jej życzenia. Nieco przydługie, ale bez przegięć. Na to mi podziękowała i chyba miała właśnie jakieś kolokwium na studiach (dostała się nieboga na jakąś ściemę bez perspektyw), bo zaraz poprosiła mnie, żebym coś jej tam wytłumaczył. To była ostatnia moja wtopa, bo niepotrzebnie pomogłem jej, tak jak dawniej zawsze pomagałem (nigdy docenionym za to nie będąc). Od tamtej pory już chyba nie zainicjowałem gadki, za to ona kilka razy wyskakiwała z ?co tam słychać?, na co zawsze odpowiadałem tak, żeby nie dowiedziała się nic, poza tym, że jest spoko. 2 tygodnie temu wyskoczyła mi z jakims filmikiem z demotów czy z czegoś w ten deseń, żebym jej przetłumaczył co tam gadają po angielsku (biedactwo nic nie jarzy w tym języku). Odmówiłem, parafrazując przy tym tekst, którym kiedyś mnie mocno skrzywdziła. Najpierw brała to na żarty, później furczała (w tak debilny sposób, że nie wiem jak ja dwa lata z takim pustostanem w związku wytrzymałem), następnie próbowała znowu ustawić sytuację w ten sposób, że ?No dobra, odmówiłeś mi, pokazałeś pazurki, łał ? przestraszyłam się! A teraz rób co do Ciebie należy??, a ja konsekwentnie, inaczej niż zawsze, krótko, lekceważąco i bez dramatyzujących filozofkowań: nie, nie, nie. I skończyłem rozmowę. Byłem z siebie dumny. Może to śmieszne, ale jako sukces zrozumie to tylko ktoś, kto przebył drogę ze środka czarnej d.py na powierzchnię.
Od zeszłych wakacji nie rozmawialiśmy twarzą w twarz, choć mijamy się bardzo często. Zawsze z naturalnym, lekko kozackim uśmieszkiem macham jej, kiedy mijam ją idącą ze swoim paziem (który zawsze spuszcza łeb). Wiem, że chętnie by potrzymała dwie sroczki za ogon, ale takiego wała! Historia trwa. Wróciłem na siłownię i zrobiłem bardzo przyzwoitą formę. Od listopada uczęszczam na mma, znalazłem pracę, przeczytałem kilka fajnych książek. Robię to co lubię. To czego nie lubię też, ale na tym polega walka o polepszanie jakości swojego życia. Do byłej mam coraz mniej żalu. Dobrze jej życzę i chyba już nigdy nie będzie tak, żeby serce nie zabiło mi mocniej, kiedy ją zobaczę. Ale to już nie problem, taki już jestem, że po każdej mi coś zostaje. Trochę nie wiem jak się zachować, kiedy w końcu spotkam się z nią w obecności jej chłopaka, ale postaram się nie spalić tego momentu, który prędzej czy później będzie miał miejsce. Moim zadaniem na teraz jest znaleźć swoją kobietę i być szczęśliwym w nowym związku, bo 1,5 roku wystarczyło zanadto na cieszenie się wolnością.
Moja historia wyszła mi mocno za długa i nudna. Prawdę mówiąc, dałoby się to napisać 3 razy krócej i 3 razy barwniej i spójniej, ale słońce mocno grzeje, jestem rozleniwiony, nie chce mi się wkręcać mózgu na przyzwoite obroty.
UPRZEJME SUGESTIE:
To była historia, natomiast wszystkim faktycznie i potencjalnie przeżywającym podobne sprawy chcę podsunąć kilka moich wniosków z tej przygody. Na pewno wiele z nich pokrywa się z tym, o czym mówią założyciele i bywalcy tego forum, ale niech stanowi to kolejny dowód na to, że to wszystko o czym tu piszą ma sens i jest zgodne z prawdą:
– Zerwanie/ograniczenie do minimum kontaktu to podstawa podstaw. To prawda, że wszelkie myśli o napisaniu smska, bo nagle sobie przypomniałeś, że masz u niej swoją książkę, której zapomniałeś jej oddać, trzeba traktować jak podszepty szatana. Jak Cię mocno trzepie, żeby coś takiego zrobić, poproś kogoś, żeby Ci zabrał komórkę i założył hasło na gg.
– Masz przesrane, chodzisz 2 metry poniżej poziomu mułu, rzucasz się o deski i działasz wbrew logicznemu myśleniu? Nie analizuj tego. Staraj się robić tak, żeby przeszło, ale nie pław się w rozmyślaniu o tym jaką to jesteś cipką i jak Ci z tym źle. Nakręcasz w ten sposób spiralę schizy i robisz duże kroki do depresji. Jeśli nie potrafisz rzucić się od razu w wir zabaw i rozrywki, to nie rób tego na siłę. Zacznij od małych przyjemnych rzeczy, które nie będą aż tak mocno kontrastowały z Twoim tragicznym nastrojem. Krok po kroku, najpierw coś miłego w radiu, później fajny film, który bardzo chciałeś obejrzeć a do tej pory nie miałeś okazji? Ja chciałem zaraz wracać na siłownię, ale z tego wszystkiego bałem się i wręcz czułem obrzydzenie do schodzenia do piwnicy ćwiczyć. Zacząłem od kilku pompeczek. Powoli wpuszczaj do swojej ciemnicy coraz więcej słońca, tak żeby Cię nie oślepiło. Z drugiej strony, trzymaj się z dala od ?Waszych piosenek? i albumów.
– W ogóle analiza i rozbieranie sytuacji na części pierwsze, to zła sprawa. Nie dokopiesz się w takim stanie do żadnej zdrowej złotej myśli. Pewne rzeczy trzeba przemyśleć, owszem, krótko i na chłodno ? zrobiłem źle to, to i tamto ? koniec. Nic więcej! Jeśli jej nie biłeś, nie wyzywałeś, nie zdradzałeś itp. to jesteś spoko typ. To ona zafajdała sytuację. Zapisz, zapamiętaj!
– Nie wyjdziesz z tego w pięć minut. Mało jest takich facetów, którzy mówią sobie STOP i natychmiast to realizują. W zależności od różnych czynników, będziesz się zmieniał przez jakiś czas i nie rzucaj się pod pociąg, bo np. już n-ty raz zawiodłeś złożoną sobie obietnicę. W końcu się przełamiesz! A im dłużej zajmie Ci walka o podniesienie do przyzwoitych poziomów męskich cnót, tym bardziej bądź wdzięczny Bogu/losowi, że taka przykra sytuacja dotknęła Cię teraz, kiedy straciłeś prawdopodobnie jedynie niewartą Ciebie dziewczynę, a nie wtedy, kiedy miałbyś już dzieci i np. firmę na głowie. Nie wszystkiego można nauczyć się na cudzych błędach. Najbardziej uszlachetniają Cię Twoje własne blizny. Ciesz się ? jest tylu facetów głupszych i biedniejszych od Ciebie o te doświadczenia.
– Na forum piszą w ten sposób, że te wszystkie podchody, testy i inne przykre rzeczy, które serwuje rzuconemu chłopakowi jego ex to wynik jej instynktu. Prawda!!! Dlatego nie zawsze zgadzam się, kiedy ktoś opisując takie zagrania mówi, że dziewczyna ?myśli to, planuje tamto??. Pomyślcie sami, znacie Wasze dziewczyny ? czy one by mogły wymyślać takie zawiłe schematy myślowe? Moja była ? z całym szacunkiem ? nie byłaby w stanie. Za dziewczyny w tych kwestiach działa instynkt. Stąd np. mówią, że lubią facetów takich i takich (bo naoglądały się w TV), a ostatecznie wybierają innych. Mówią, że nie chcą Cię skrzywdzić ani wykorzystać, a wykręcają Cię jak szmatę. Natura musi myśleć za nie, bo byśmy wyginęli! Dlatego nie rozkminiajcie co się stało z Waszymi aniołkami, które nie skrzywdziłyby nawet muchy, nie myślcie w jaki sposób dobra księżniczka zamieniła się w wiedźmę. To naprawdę nie działa tak, że baba z dobrej nagle staje się zła i obmyśla w domu plany jak zgnoić byłego. W wielu przypadkach Nasze cierpienie to po prostu efekt uboczny.
– Najprawdopodobniej Twoja sytuacja NIE JEST WYJĄTKOWA. Tzn. nie bardziej, niż każda inna. To fakt, że akurat ta jedna panna działa na Ciebie całkiem inaczej, niż inne z którymi miałeś do czynienia. Bywają takie sprzężenia chemii. Ale wrażenie, że z żadną inną się tak nie dopasujesz jest mylne. Niemożliwe, żebyś z tysięcy dziewczyn w Twojej okolicy nie znalazł jednej, która Ci przypasuje. Wiem, że to trudne do przyjęcia, że ciężko się w to wierzy, ale kiedyś, gdy będziesz szczęśliwy z inną kobietą, będziesz smarkał na tamtą rzekomą wyjątkowość.
– Dobrze przemyśl już na początku co Was łączy, a co dzieli. Zakochanie będzie mijać a różnice pozostaną. Jeśli stwierdzisz, że to nie jest kobieta dla Ciebie, ale mimo wszystko dobrze Ci z nią, to albo ? egoistycznie ? korzystaj dopóki jest fajnie, albo daj sobie spokój. Ja wierzyłem, że kwestie pochodzenia, kultury, obyczajów i wieku są sprawami do przemielenia. Okazało się, że w moim przypadku nie do końca. Jeżeli nie rusza Cię to, że np. Ty jesteś katolikiem a ona ewangelikiem, Ty Polakiem, ona Niemką, Ty studentem, ona marzy o karierze fryzjerki, Ty wolisz siedzieć w domu, ona baluje, Ty lubisz góry, ona morze, Ty wolisz 1 z 10, a ona Taniec z Gwiazdami ? to luz.
– To że do tej pory byłeś bohaterkiem, lub za takiego, mniej lub bardziej słusznie, się miałeś, to nie znaczy, że będziesz nim zawsze. To że przez dłuższy okres związku byłeś dominujący, podziwiany, uwielbiany, to nie znaczy, że się to nie zmieni. Niektórzy faceci (w tym ja do tej pory) mylnie rozumieli powiedzenie, że ?Złowionej ryby się nie nęci?. W mojej pracy, na samym początku lekko sterroryzowałem swoich podwładnych. I kiedy myślałem, że już ich nauczyłem moresu, zacząłem się ziomkować, bo myślałem, że kilka lekcji im wystarczy i będą wiedzieć co i jak już do końca nawet jak im popuszczę. Myliłem się i teraz nie potrafię już tego odkręcić, a przynajmniej idzie mi to z wielkim trudem. Otóż, natura człowieka jest taka, że musi minąć bardzo długi okres czasu (jeśli to w ogóle możliwe), żeby ktoś w końcu przestał testować na ile może sobie z Tobą pozwolić. Z kobietami jest podobnie. To że stałeś się jej rycerzem raz, to nie znaczy, że możesz już na zawsze się rozluźnić. Z każdego asa da się zrobić śledzia, jeśli tylko on na to pozwoli.
– Olej wracanie do byłej! Jeśli rzeczywiście czujesz, że jest po co, to spróbuj, ale NIE OD RAZU! Nie na siłę! Pozwól się zmienić sobie i jej, wtedy nie wejdziesz do tej samej, śmierdzącej kwasem rzeki.
,, wysprzątałem jej pokój na błysk” – no nieźle przeginałeś 🙂
zaczytałam się…jestes wartościowym facetem, widać. mój mi nigdy nie pomagał z tyloma rzeczami.i chyba miałam takiego faceta jak ty dziewczyne. aż trudno mi uwierzyć z jakimi uczuciami i jak dokładnie to napisałeś. Dałes radę, brawo! ja to bym chciała móc być tak doceniona jak ona…wtedy.
Świetny tekst. Odnalazłem w nim siebie – niestety. Schemat bardzo podobny (mniejsza różnica wieku) – spadek z siłką z powodu kobiety, później rycie głowy. W końcu pas. Również MMA i siłka. Nie żałuję, że to przeczytałem. Pozdro wielkie i powodzenia!
Sam jestem niby w związku ;(
Ale moja dziewczyna wcale nie okazuje mi uczuć gdy ja ciągle pisałem że ją kocham… To i tak jest jedna z wielu innych rzeczy które mi zrobiła.
Dzięki temu otworzyłem oczy.
Mamy coś wspólnego też jestem domatorem i mam pokojowe nastawienie do świata tyle że wiekiem już starszy. Niedawno zostawiła mnie podobna księżniczka jak opisujesz – latałem przy niej prezenciki, pomoc jak tylko mogłem i spełnianie innych zachcianek. Pewnie i po części moja wina bo troche sam ją rozpuściłem ale w końcu panna lat 30 też sama powinna wiedziec co chce od życia i że związek nie polega tylko na braniu. Jej zaangażowanie prawie żadne tylko wymagania i krytyka, na jej pomoc nie mogłem liczyć nawet nie prosiłem o nic bo widziałem że nawet drobnostki rosły do niewiadomo jakich problemów. Przeczytałem już sporo jak takie należy traktować i doprowadzać do porządku, zastanaiwam się też czy te rady są tylko na chwile żeby pobawić sie taką panna i w końcu ją zostawić bo nie bardzo wierze czy można zmienic charakter szczególnie tych starszych.
Jakbym czytał własną historię. Nawet tosty robiłem :/. No cóż kiedy Twój aniołek traci zainteresowanie Tobą i do Ciebie szacunek, to znaczy że gdzieś pojechałeś za grubo z uczuciem i zaangażowaniem i trzeba się oddalić, by Ona spowrotem się nakręciła, One muszą zobaczyć, że z Tobą nie będzie tak łatwo. I że muszą zasłużyć.
Pozdrawiam złamane serca, głowa do góry i pamiętajcie że każdy poprzedni związek jest przygotowaniem do następnego